ładowanie...

10 sprawdzonych zasad komunikacji trenera z dziećmi

Tak jak w piłce nożnej za podanie piłki odpowiada podający, tak samo w komunikacji to od nadawcy komunikatu zależy czy komunikat zostanie prawidłowo odebrany. Owszem w piłce również zdarza się błąd w przyjęciu nawet przy precyzyjnym podaniu, ale dużo częściej nie przyjęcie piłki wynika z faktu, że została źle zaadresowana.

Zdecydowanie łatwiej jest się nam komunikować z osobami w podobnym wieku mówiących podobnym językiem niż z dziećmi. Poniżej garść moich pomysłów i wniosków wynikających w mojego doświadczenia. Będę bardzo ciekaw co o nich sądzisz. Jeśli masz inne pomysły lub się z nimi nie zgadzasz koniecznie napisz to w komentarzu.

 

1. Mówiąc do dzieci używamy prostych słów i zdań pojedynczych.

Dzieci zrozumieją o co nam chodzi, gdy będziemy używali zrozumiałych dla nich słów. Na kursach czy studiach używa się słownictwa fachowego, a w Polsce mamy szczególną tendencję do używania trudnych wyrazów licząc, że będziemy w oczach naszego interlokutora (cóż za piękne, acz zupełnie niezrozumiałe dla dzieci słowo) wyglądali na mądrzejszych. U dzieci działa to odwrotnie.

Kiedy 6-latkowi na pierwszym treningu nakażesz „naprzemienne krążenia ramionami do przodu”, to uwierz, że nie zrozumie. Zwykle lepszy efekt da „robimy kółeczka do przodu raz jedną ręką, raz drugą”. Z czasem możemy wprowadzać bardziej fachowe słownictwo, ale musimy dziecku wytłumaczyć co np. znaczy „noga wykroczna”, czym jest „noga zakroczna”.

Zrozumiałe dla dzieci będą głównie zdania proste. Kwiecisty język utrudnia sprawę. Możesz powiedzieć: „Kiedy wyprowadziłeś gońca i skoczka z linii końcowej i król nie znajduje się pod biciem, to warto zrobić roszadę”. Ale możesz też: „Masz miejsce na roszadę, zrób roszadę”.

 

2. Komunikujemy swoje oczekiwania

My, dorośli, rozumiemy podteksty, ironię czy sarkazm. Małe dzieci odbierają słowa takie jakimi są i nie dopatrują się drugiego dna. Wśród wielu zwrotów wypowiadanych przez nauczycieli jest jedno, które powoduje u mnie największy uśmiech politowania: „No i co robisz, co robisz?”. To częste, gdy nauczyciel zwołuje zbiórkę, wszystkie dzieci stoją w szeregu, a jedno biega. Wychowawca rzuca w jego stronę „I co robisz?” oczekując, że dziecko ustawi się w szeregu. A dzieciak odpowiada: „Jestem Zygzak McQuin i jadę na misję”. Było pytanie, była odpowiedź.

Warto więc zastanowić się czego oczekujemy od takiego dziecka. Jeśli chcemy, żeby stanęło w szeregu powiedzmy mu „Piotrze, stań w szeregu”. To samo dotyczy sarkazmu. Kiedy wspinającemu się po drabince 10-latkowi powiemy „Pewnie, jeszcze na lampę wejdź”, to zrozumie, że posunął się za daleko. Ale 5-latek będzie zaniepokojony, bo z drabinki na lampę jest daleko, nie ma się czego przytrzymać i może nie podołać poleceniu trenera.

 

3. Polecenia wydajemy stosując krótkie komendy w trybie rozkazującym.

Tak wiem, brzmi to jak tresura psów, ale bardzo ułatwi Ci to komunikację z dziećmi. Możesz wydawać im polecenia poprzez komendy i jednocześnie darzyć je cały czas szacunkiem. Co to znaczy krótkie komendy? I dlaczego w trybie rozkazującym? Bo tak będzie szybciej i sprawniej. Podam przykłady:

„Tomeczku, czy byłbyś uprzejmy zejść z drabinki i podejść do mnie?” To jest pytanie, a nie rozkaz i przydługa niby-grzecznościowa forma powoduje, że ten komunikat nie będzie odebrany tak, jak sobie tego życzysz. „Ile razy mam powtarzać, że nie wolno wchodzić na drabinki?”. To też takie trochę pytanie, a trochę ględzenie. Dziecko nie otrzymuje informacji czego tak naprawdę od niego oczekujemy.

Najczęściej używam innej formy: „Tomku, zejdź z drabinki i podejdź do mnie”. A jeśli sytuacja się powtarza powiem; „Tomku, zejdź”.

 

4. Mówiąc do grupy często zmieniamy ton głosu i tempo mówienia, aby przykuć ich uwagę.

Ś.P. Andrzej Lepper zaczynał jako awanturnik, szef jednego z rolniczych związków zawodowych, który zasłynął z akcji wysypywania zboża z wagonów na tory. Lecz gdy został posłem przeszedł szkolenie z zachowywania się na scenie. Stał się ulubieńcem mediów i był często zapraszany do telewizyjnych debat. Uwagę widzów przykuwał modulacją głosu i tempem wypowiedzi. Raz mówił spokojnie, niskim głosem, a innym razem niemal krzyczał wypowiadając słowa w szybszym tempie. Warto zobaczyć jedno z jego sejmowych przemówień.

A teraz przyznajcie się, kiedy ostatni raz wysłuchaliście całości wystąpienia jakiegoś polityka? Polecam ta technikę, gdy macie do przekazania dłuższą informację i chcecie utrzymać skupienie dzieci.

 

5. Głośny trener to głośne dzieci.

Fajnie jest obejrzeć jak na filmie podoficer wydziera się na swoich podwładnych. Przełożony się drze, a 20-letni zawodowi żołnierze stają struchlali. Jednak dzieci, to nie wojacy i mniej się przejmują krzykiem instruktora. Kiedy instruktor krzyknie, to zwrócą na niego uwagę, ale gdy będzie cały czas krzyczał, to go zignorują. I pewnie będą głośniej między sobą rozmawiać, bo przecież przez ten krzyk trenera nic nie słychać. Polecam zostawić krzyk, jako ostateczność i tylko po to, żeby zwrócili na ciebie uwagę. Potem mów cicho, aby przestali rozmawiać i wytężyli słuch.

 

6. Mówiąc do konkretnego dziecka używamy jego imienia.

Dziecko szybciej zareaguje na swoje imię niż na bezosobową formę. Zwłaszcza, gdy jego uwaga jest skierowana na próbę wspięcia się na parapet. Używanie imienia dziecka daje mu poczucie ważności, jest rozpoznawalne przez trenera.

Sam mam słabą pamięć do imion, więc gdy uruchamiałem nowe grupy naborowe, to przyklejałem dzieciom na koszulkę naklejkę z jego imieniem. Dzięki temu mogłem użyć jego imienia na każdym treningu kilka razy, przez co też szybciej je zapamiętywałem.

 

7. Rozmawiając z dzieckiem zniżmy się do jego poziomu.

Nie mam na myśli tylko poziom słownictwa, ale zniżmy się dosłownie. Kiedy potrzebuję chwilę porozmawiać z dzieckiem to zawsze kucam, aby mieć swoją twarz na wysokości twarzy dziecka lub nawet niżej. Dzięki temu ono nie musi zadzierać głowy, a ja nie mówię do czubka jego?. Pozwala mi to złapać kontakt wzrokowy i ocenić, czy to, co mówię do niego dotarło. Zniżając się do jego poziomu pokazujesz dziecku, że jest ważne bo traktujesz go na serio.

 

8. Objaśniając nowy ruch używamy zarówno pokazu jak i opisu.

Cytując klasyka „jest to oczywista oczywistość”, abc każdego instruktora. Opisując dany ruch staram się używać zrozumiałego języka. Natomiast gdy pokazuję ruch, robię go z pełnym zaangażowaniem. Często zaczynam pokaz techniki na pełnym tempie i w maksymalnym zakresie ruchu. Tak, jak wykonuje się go w danym sporcie. Potem pokazuję w zwolnionym tempie, opisuję. Na końcu pokazują go raz jeszcze w pełnym wykonaniu.

 

9. Używamy wyobraźni dzieci, uczymy za pomocą zabawnych historyjek.

Dzieci lubią historyjki. Dlatego świetnie uczą się nowych ruchów wykorzystując wyobraźnię. Szczególnie, gdy możemy jakiś ruch porównać do charakterystycznego ruchu jakiegoś zwierzęcia. Na pewno „biegniemy jak pieski” będzie bardziej zrozumiałe niż „poruszamy się w przód w podporze leżąc przodem z ugiętymi kolanami”.

 

10. Korygując błędy koncentrujemy się na tym, co może zrobić lepiej, a nie na błędach.

Zdecydowanie lepiej jest używać pozytywnego języka niż negatywnych zwrotów. Lepiej jest mówić co ma zrobić, niż czego ma nie robić. Dlatego lepiej jest powiedzieć „ugnij kolana” niż „stoisz za sztywno”. W ten sposób daję uczniowi wskazówkę, co ma zrobić, aby uzyskać prawidłową pozycję, podczas gdy skrytykowanie sztywnej pozycji nie jest jednoznaczne; może być odebrane również jako zachęta do zgięcia się w pas lub zgarbienia się.

Jest to szczególnie trudne do zastosowania. Wymaga znajomości biomechaniki ciała i techniki ruchu w danym sporcie. Samo powiedzenie, że ruch musi być wykonany luźniej, albo bardziej dynamicznie to za mało. Prawdopodobnie za tym stoi jakaś bardziej szczegółowa wskazówka techniczna, którą trzeba przekazać podopiecznemu.

Wszystkie te zasady staram się stosować na treningach i wiem, że działają. Nie zawsze z piorunującym efektem, ale działają. Jeśli masz jakieś swoje sprawdzone sposoby, to będę wdzięczny ich wpisanie w komentarzu.