W trakcie Europejskiego Kongresu Sportu i Turystyki w Zakopanem 27 września 2023 roku prezydent Andrzej Duda zapowiedział ubieganie się Polski o organizację letnich Igrzysk Olimpijskich w roku 2036. Był to element toczącej się kampanii wyborczej, ale chęć organizacji wielkich imprez sportowych drzemie w naszych politykach od lat. Czy nam jest to potrzebne?
Wielkie imprezy w Polsce
W Małopolsce od lat ekipa dotychczasowego prezydenta Krakowa oraz kolejni włodarze gmin podhalańskich wykazują zapał do organizacji wielkich wydarzeń sportowych. Najpierw Zakopane było miastem kandydackim do organizacji zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2006, ale nie udało się.
Później było Euro 2012, gdzie Kraków chciał być miastem-gospodarzem. Pamiątką po tym wydarzeniu jest stadion miejski. Pierwotnie obliczony na miarę potrzeb grającej na nim Wisły został rozbudowany na potrzeby Euro, co uczyniło go najbardziej nietrafioną inwestycją sportową w mieście w całej jego historii.
Kraków do spółki ze Słowakami chciał gościć zimowych olimpijczyków w roku 2022. W projekt utopienia tej idei zaangażowali się aktywiści miejscy, którzy doprowadzili do referendum. Mieszkańcy bardzo licznie stawili się przy urnach, a stosunkiem 70% do 30% zwyciężyli przeciwnicy organizacji tego wydarzenia.
Ostatecznie w Małopolsce (i nie tylko) odbyły się w zeszłym roku Igrzyska Europejskie, czyli mało prestiżowa impreza. Zwolennicy IE chwalą się sukcesem organizacyjnym – całość przebiegła dość sprawnie, w wiele zawodów składających się na Igrzyska stanowiły mistrzostwa Europy lub turnieje kwalifikacyjne do olimpiady. Dużym zainteresowaniem cieszyły się takie wydarzenia z dyscyplinach niszowych, jak padel, czy koszykówka 3×3 rozegrane na płycie Rynku Głównego w Krakowie. Pozostałe sporty zgromadziły bardzo nieliczną publiczność.
Po co się robi wielkie imprezy?
Główną motywacją polityków do podejmowania się takich wyzwań jest oczywiście ego. Ostatnie duże imprezy były organizowane przez albo przez państwa, które są oskarżane o dyktatorski model zarządzania państwem, albo byłe kraje kolonialne, które chcą przekonać świat o tym, że ich blask jeszcze nie zgasł.
Przykładami z pierwszej grupy były: zimowe igrzyska w Pekinie w 2024, w Soczi w 2014, letnie w Pekinie w 2008, Mistrzostwa Świata (a właściwie to Puchar Świata) w piłce nożnej w Rosji w 2018 i Katarze w 2022, oraz Igrzyska Europejskie w Baku w 2015 i Mińsku w 2019 roku. Z kolei kraje z imperialnym epizodem historycznym organizowały letnie igrzyska: Wielka Brytania (Londyn 2012), Japonia (Tokyo 2020), czy wymienione już Rosja i Chiny, a będzie Francja (Paryż 2024) i USA (Los Angeles 2028). Reszta stawki, to państwa, „na dorobku”, którym udało się coś uzyskać dzięki ambicji ich władz.
Politycy na szczeblu samorządowym mają też drugą motywację. Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski wprost komunikował, że przy organizacji Igrzysk Europejskich, czy potencjalnej zimowej olimpiadzie szereg inwestycji w infrastrukturę zostanie sfinansowany z budżetu centralnego. Dotyczy to zarówno obiektów sportowych, ale również infrastruktury miejskiej czy drogowej.
Czy to się opłaca?
No dobrze, ale czy to wszystko się opłaca? Czy dzięki organizacji Mistrzostw Świata lub Igrzysk Olimpijskich następuje przypływ inwestycji i wzrost ruchu turystycznego? Absolutnie. Odsyłam tu do książki Jana Sowy i Krzysztofa Wolańskiego „Sport nie istnieje. Igrzyska w społeczeństwie spektaklu”. Sama książka jest w połowie bardzo dobra i zawiera cenne odnośniki do przeprowadzonych badań i analiz. W drugiej połowie nie da się jej czytać, gdyż za pomocą cytatów z Karola Marksa autor stara się przekonać, że współczesny sport to kapitalizm, a kapitalizm jest z gruntu zły. Do pierwszej części tego zdania nie trzeba nikogo przekonywać, a do drugiej przekonać nikogo w naszym konsumpcyjnym społeczeństwie się nie da.
Z ważnych informacji zawartych w tej publikacji wynika kilka kluczowych faktów:
- Wszystkie wielkie imprezy kosztowały wielokrotnie więcej, niż zakładał pierwotny budżet. Całość kosztów była po stronie organizatora, a znacząca część zysków była przychodem MKOL, FIFA lub UEFA, które są największymi wygranymi tych imprez.
- W wielu przypadkach pieniądze przeznaczone na budowę dużych obiektów były wyrzucone w błoto, czego przykładem są przeskalowane obiekty olimpijskie, czy też opustoszałe stadiony.
- Organizacja wydarzenia sportowego wcale nie przyczynia się do wzrostu aktywności sportowej u mieszkańców miast i państw gospodarzy.
- Wszystkie korzyści związane z przychodami, zwiększonym ruchem turystycznym, poprawą wizerunku czy inwestycjami były jednorazowe.
Zwłaszcza w odniesieniu do tego ostatniego punktu politycy lubią powoływać się na tzw. „efekt barceloński”. Analizy pokazują jednak, że takowy nie istnieje. Oczywiście Barcelona w latach 90. i później znacząco rozkwitła, ale nie było to następstwem igrzysk z 1992 roku. Rozkwitła, bo dekadę wcześniej w skończyła się dyktatura, a kraj przystąpił do ówczesnej EWG (dzisiejszej Unii Europejskiej), miasto było niedrogie, a miało bardzo wiele do zaoferowania. Żadne inne miasto goszczące wielką imprezę nie odnotowało podobnego skoku.
Moim zdaniem – nie!
Czy moim zdaniem Polska byłaby w stanie zorganizować letnie Igrzyska Olimpijskie w 2036 roku? Jestem tego absolutnie pewny. Czy stać by nas było na to? Sądzę, że tak. Czy to się opłaca? Oczywiście, że nie. Czy warto ponosić ten koszt? Moim zdaniem też nie. Korzyści wizerunkowe są umiarkowane, a korzyści sportowe jeszcze mniejsze.
Wylewanych zostałyby setki ton betonu na obiekty, które będą użytkowane tylko dwa razy, czyli na Igrzyska i na Paralimpiadę. W dobie zwiększonych wydatków na zbrojenia i transformację energetyczną to marnotrawstwo. Zbliżające się Igrzyska mogłyby spowodować, że środki na sport zostaną skoncentrowane na finansowaniu szkolenia zawodników stanowiących nasze nadzieje olimpijskie. Obyłoby się to kosztem sportu amatorskiego, czyli tej bazy stanowiącej fundament naszej piramidy sportu. A wszystko po to, aby kilku polityków mogło zapozować do zdjęcia.
Jeśli chcecie się podzielić swoim zdaniem, to proszę o komentarze na Facebooku.