ładowanie...

Czy Strike King spowoduje, że kickboxing znów stanie się popularny?

Mało kto już pamięta walki o Mistrzostwa Świata w wykonaniu Marka Piotrowskiego. Również słuch zaginął po wielkich mistrzach K-1. Najpierw rynek telewizji i PPV opanowały gale mieszanych sztuk walki organizowane przez KSW i UFC, a teraz szczyt popularności osiągają gale freak fightów. Czy federacja Strike King jest w stanie odbudować prestiż kickboxingu?

 

Pytanie w tytule jest przekorne, gdyż jeszcze nigdy tyle tylu zawodników nie uprawiało w Polsce kickboxingu. Największą, choć nie jedyną, federacją kickboxingu na świecie jest WAKO. Kilka lat zostało ono włączone w struktury MKOl. Kickboxing zadebiutował w Igrzyskach Europejskich, ale nie został wybrany jako nowy sport olimpijski.

Reprezentantem WAKO jest Polski Związek Kickboxingu. Zrzeszonych jest w nim blisko 300 klubów z dziesiątkami tysięcy trenujących. Jest to historycznym rekordem. W świecie rozpoznawalna jest też federacja ISKA, która w Polsce reprezentowana jest w śladowych ilościach. Powinniśmy też nadmienić o federacjach pokrewnego sportu, jakim jest Muay Thai, również licznie reprezentowanym w świecie i Polsce.

Mimo tej ogromnej popularności kickboxing jest niemalże nieobecny w mediach. Wynika to trochę z jego sukcesu, a trochę ze sposobu zorganizowania rozgrywek. W tej dyscyplinie mamy wiele różnych formuł:

  • poinfighting – typowo szybkościowa, zupełnie odmienna konkurencja, odbiegająca od potocznego wyobrażenia kickboxingu i całkowicie pogardzana przez „ringowców”;
  • light-contact – planszowa formuła, bardzo wymagająca technicznie;
  • kick-light – to wersja light-contactu z dopuszczeniem kopnięć na nogi;
  • full-contact – klasyczna, ringowa formuła z boksem i kopnięciami powyżej pasa;
  • low-kick – to z kolei nic innego jak full-contact z dopuszczeniem kopnięć na nogi;
  • K-1 – tu oprócz low-kicków dozwolone są kopnięcia kolanami;
  • Oriental rules (czyli muay thai) – oprócz powyższych technik wolno też uderzać łokciami;
  • Formy do muzyki – u nas całkiem niszowa sprawa.

Jak widać można się pogubić. Do tego, inaczej niż w boksie można być jednocześnie zawodowcem i amatorem. Na wszystkich najważniejszych imprezach WAKO, w tym Mistrzostwach i Pucharach Świata turniej rozgrywa się na kilkunastu planszach i ringach jednocześnie. Choć poziom sportowy jest bardzo wysoki, to w żadnym wypadku nie możemy tutaj użyć słowa „widowisko”.

Widowiskiem były walki kickboxingu w latach 80. i 90. Pierwszy raz o kickboxingu usłyszałem, kiedy zawodowym Mistrzem Świata został Marek Piotrowski. Wtedy zawodowstwo, to było coś. Warto zobaczyć, jak wyglądała zwycięska walka Polaka:


Lata 90. i 00. to rozkwit telewizji satelitarnych i kablowych. Dzięki Eurosportowi mogliśmy zobaczyć rozwój federacji K-1, która stworzyła regulamin walki będący czymś pomiędzy full-contactem, a tajskim boksem. Gale te stały się niezwykle medialnym i chętnie oglądanym wydarzeniem. Niestety sama federacja upadła, ale formuła walki na stałe się przyjęła. Do upadku medialnego kickboxingu przyczyniły się w mojej opinii mieszane sztuki walki.

Pierwsze gale Konfrontacji Sztuk Walki (bo tak pierwotnie nazywało się KSW) szybko rozbudziły apetyt widzów. Dobrej jakości zawodnicy uzupełnione kilkoma pokazówkami (tak, walki Pudzianowskiego z początku traktowano jako freak-fighty) zapoznały Polaków z tą dyscypliną. Dzięki rozwojowi internetu fani zyskali dostęp przez pay per view zarówno do KSW, jak i do największej na świecie federacji mieszanych sztuk walki jaką była i jest UFC. Popularność MMA w pewnym momencie przebiła popularność nawet boksu zawodowego.

A potem przyszedł czas taniego cyrku, czyli gale złożone z samych freak-fightów. Młodzież i dorośli płacą niewielkie kwoty składające się na grube sumy, aby obejrzeć walki swoich ulubionych influencerów. Mamy tam naprędce przeszkolonych w regulaminie walki twórców Youtube’a, Tik-Toka i Onlyfansa. I tak w przestrzeni medialnej miejsce sportu zajęły bójki wysoko opłacanych amatorów.

Ale zawodowy kickboxing nigdy nie zaginął. Poziom sportowy stale rośnie. Na gruzach federacji K-1, wyrosła nowa międzynarodowa federacja GLORY. W Polsce przy współpracy z PZKB gale zawodowych walk odbywają się przez cały rok. Najnowszym tworem w tej dziedzinie jest federacja Strike King. Jej współtwórcami są tajski bokser Bartosz Batra oraz utytułowany zawodnik K-1 Tomasz Sarara.

Strike King organizuje walki w formule K-1. Bardzo ciekawa jest stylistyka nawiązująca do lat 20. ubiegłego wieku. Tak są prezentowani zawodnicy i takich strojów wymaga się od widzów. Organizatorzy zdają sobie sprawę, że na razie nie zapełnią kibicami Tauron Areny czy też Spodka, więc gale robią w niecodziennych miejscach. Pierwsza odbyła się w styczniu tego roku w podziemiach Kopalni Soli Wieliczka. W najbliższy weekend odbędzie się druga gala, tym razem w zabytkowej Starej Zajezdni na krakowskim Kazimierzu.

W pierwszej z gal pojawili się świetni zawodnicy. Jednak uwagą przykuły main eventy. W pierwszym z nich zmierzyli się wywodzący się w taekwon-do Bartosz Słodkowski oraz znany z kariery bokserskiej Mariusz Wach, który ku zaskoczeniu widzów wygrał z pomocą kopnięć kolanami. Walką wieczoru był pojedynek Sarary z Rumunem Alinem Nechitą, który Krakowianin wygrał po dogrywce uprzednio nieomal przegrywając przez knokcout. Werdykt był bardzo kontrowersyjny.

Nie walki wieczoru mnie zachwyciły. Świetnie zaprezentowali się uczestnicy turnieju 4-osobowego, który wygrał Karol Łasiewicki, oko ucieszył pojedynek Łukasza Rajewskiego z Gracjanem Szadzińskim, ale moim numerem jeden była walka Macieja Karpińskiego z Krzysztofem Mariańczykiem. Z resztą sami popatrzcie:


 

20 kwietnia w Krakowie odbędzie się II gala Strike King. Bilety są w dużo bardziej przystępnej cenie i możecie je kupić tutaj. Gdybyście chcieli obejrzeć to wydarzenie na swoim ekranie zachęcam do wykupienia PPV z tego linku: https://strikeking.ppv-stream.pl/r/INSTRUKTORSPORTU 

Wesprzecie w ten sposób nie tylko tego bloga, ale przede wszystkim dacie zarobić prawdziwym sportowcom, którzy moim zdaniem w pełni na to zasługują.