ładowanie...

Wywiad: Eryk Mirus – w drodze do Ekstraklasy

Jak wygląda przeprowadzka 15-letniego zawodnika do innego miasta? Jak łączyć naukę w liceum z treningami drużyny Ekstraklasy? Kiedy najlepiej rozpocząć trening bramkarski? Czy na pierwszy samochód warto kupić brykę za 100 tysięcy? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań udzielił Eryk Mirus – 17-latek, trzeci bramkarz Lechii Gdańsk.

W jakich okolicznościach rozpocząłeś treningi piłki nożnej?

W wieku 6 lat poszedłem na pierwszy trening bo wszyscy moi koledzy trenowali w klubie. Wcześniej nie interesowała mnie za bardzo piłka. Tata próbował mnie nakłonić do tego sportu, ale średnio mu to wychodziło. Co ciekawe zaraz miałem przerwę 2-letnią z powodu choroby i tak na poważnie rozpocząłem treningi w wieku 8 lat w Cracovii.

Kiedy stałeś się bramkarzem i co na to wpłynęło?

Zaczynałem w polu, najczęściej jako napastnik, ale nie wychodziło to zbyt dobrze. Zawsze mnie ciągnęło do bramki. Mieliśmy dobrych bramkarzy w naszym roczniku, członków kadr wojewódzkich, ale kiedy byliśmy w młodzikach (12 lat) jeden z nich odszedł, więc nadarzyła się okazja zająć jego miejsce.

Jak wtedy wyglądały treningi drużyny i bramkarzy?

Do wieku trampkarzy treningi były łączone. Miałem wtedy trenera, który już te prawie 10 lat temu stosował modną dzisiaj metodę coerver coaching. Polegało to na wykorzystywaniu małych gier, małych bramek przez co my, jako bramkarze uczestniczyliśmy w tych ćwiczeniach. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, dało mi to bardzo dużo z gry nogami, która teraz jest bardzo ważna.

Kiedy rozpoczęły się dla Ciebie takie typowo bramkarskie treningi?

Dla mnie od początku. Mój tata zorganizował mi treningi bramkarskie poza klubem. Trenowałem z moim trenerem Tadkiem Kapuścińskim – nawet mogę powiedzieć, że trenuję do dzisiaj w przerwach, kiedy jestem w Krakowie. Kiedy trenerzy Palczewski i Cabaj założyli szkółkę bramkarską, to ćwiczyłem przez kolejne 3 lata pod ich okiem, a potem w drużynie juniorskiej też u nich, ale już w ramach Cracovii.

Jak doszło do tego, że stałeś się zawodnikiem Lechii?

Sytuacja mnie do tego zmusiła, więc zacząłem szukać klubu. Najpierw byłem na testach Śląsku Wrocław, ale ten nie dogadał się z Cracovią. Potem pojechałem na tydzień testów do Lechii, która już po trzech dniach zdecydowała się mnie kupić, płacąc za mnie ekwiwalent. W tak więc w wakacje 2019 roku, mając niecałe 16 lat stałem się piłkarzem klubu z Gdańska.

Jak wyglądała Twoja przeprowadzka do Gdańska? Na ile musiałeś sobie poradzić sam, a na ile pomogła Ci Lechia?

Klub dał dużo. W żadnym chyba klubie w Polsce nie ma tak przyjemnych warunków do życia poza boiskiem. Zamieszkałem w domu klubowym – Lechia wynajmuje normalny dom, w którym mieszka 12 najbardziej utalentowanych zawodników z różnych roczników. Raz w tygodniu przyjeżdżało zaopatrzenie, więc śniadania i kolacje robiliśmy sobie sami, a obiady mieliśmy zapewnione w pobliskiej restauracji. Na pewno było to dużo lepsze niż mieszkanie w internacie.

A jak teraz sobie radzisz?

Od kilku miesięcy mieszkam sam w mieszkaniu wynajmowanym przez klub. Wynika to z faktu, że trenuję z pierwszą drużyną, a mamy czasy Covida. Już dwa razy miałem taką sytuację, że klub skierował mnie na kwarantannę, żeby zabezpieczyć w ten sposób zawodników z podstawowego składu. Teraz mam takie warunki, że lepszych nie mogę sobie wymarzyć.

Jak wygląda Twoje codzienne życie? Jesteś jeszcze uczniem.

Tak, mam szkołę, chodzę do Liceum z oddziałami sportowymi. Szkoła jest powiązana z klubem, więc trener usprawiedliwiał mi nieobecności kiedy byłem na treningach z pierwszym zespołem, czy na obozie w Turcji w zeszłym roku. Tamten rok skończyłem ze średnią 5,14, więc nie jest źle. Od tego roku mam indywidualne nauczanie, tak więc umawiam się bezpośrednio z nauczycielami na zaliczanie. Nigdy nie miałem problemów z nauką. Teraz jest trochę ciężej, po treningi z pierwszym zespołem są częściej. Ale mamy nauczanie zdalne, więc jeśli trwają jeszcze lekcje to odpalę laptopa i się pokażę.

Czy w Twojej klasie więcej takich profesjonalnych sportowców?

W mojej klasie w takiej sytuacji jestem tylko ja.

Czujesz jakąś zazdrość kolegów?

Inni tego tak nie okazują. Jak też jak widziałem kiedyś kolegów, którzy jeździli, to też chciałem tak mieć. A teraz ja tak mam, więc nie zastanawiam się nad tym, co myślą inni tylko cieszę się swoim szczęściem.

Jak sobie radzisz z pozostałymi rzeczami typu gotowanie, pranie, sprzątanie itp.?

Trzeba się do tego przyzwyczaić, że wszystko trzeba zrobić samemu. Z gotowaniem jest łatwiej, bo od poniedziałku do piątku mam obiady w restauracji niedaleko mieszkania, gdzie jemy z drużyną, a weekendy gotuję sobie sam. Z resztą lubię sam coś czasami ugotować. A stroje pierze klub po treningach.

Jak często widzisz się teraz z rodzicami?

Gdy trenowałem z juniorami, było to częściej. Kiedy były jakieś dwa wolne dni, to wsiadałem w pociąg, żeby choć jeden dzień spędzić z rodzicami. Teraz nie mogę sobie na to pozwolić, bo w zespole ekstraklasowym wymagania są większe, a do tego w czasie Covidu jest duże ryzyko siedzieć przez 6 godzin z obcymi osobami w jednym przedziale. Druga sprawa, że taka trasa odbija się potem na najbliższym treningu. W tym momencie, moi rodzice bywają częściej u mnie, niż ja w Krakowie.

Masz swojego menadżera. W czym to pomaga takiemu młodemu zawodnikowi jak Ty?

Na przykład niedawno podpisywałem kontrakt. Jest dobrze mieć taką osobę, która zna się na rzeczy. Mimo, że ja i mój tata interesujemy się piłką, to jednak są to sprawy z za kulis, na których się nie znamy. Tak samo w przypadku zmiany klubu jest to osoba, która ma swoje kontakty, szuka najlepszego miejsca dla mnie, może zająć się transferem lub wypożyczeniem. Ja mogę myśleć tylko o tym, co na boisku i jak się rozwijać, a resztę zostawiam jemu.

Eryk Mirus – Lechia Gdańsk (fot. Grzegorz Radtke)

 

Co w Tobie zobaczyli trenerzy Stokowiec i Bako, że zdecydowali się dokooptować Cię do pierwszej drużyny?

Historia jest ciekawa, bo pierwszy raz na treningu pierwszej drużyny byłem bodaj 2 miesiące po moim przejściu do Lechii. Przyszedłem na trening U-18 i trener powiedział do mnie i kolegi, że po zajęciach idziemy na boisko do pierwszego zespołu, który będzie miał małe gry i potrzebują dwóch dodatkowych bramkarzy. Wspomniał, że warto się dobrze pokazać, bo czasem 5 minut wystarczy, żeby pójść wyżej.

I w Twoim przypadku te 5 minut wystarczyło?

Tak, na pewno trochę szczęścia w tym było, ale pokazałem się z bardzo dobrej strony i trener Bako (trener bramkarzy Legii Gdańsk, były reprezentant Polski) właśnie mnie zauważył i zacząłem się zjawiać na ich treningach częściej. Zawsze gdy potrzebowali dodatkowego bramkarza, to pierwszym w kolejności byłem ja, a od czerwca 2020 trenuję regularnie z pierwszą drużyną jako trzeci bramkarz.

Co jest Twoją najmocniejszą bramkarską stroną?

Ciężko powiedzieć. Myślę, że najważniejszy jest balans. Wszyscy mają mocniejsze i słabsze strony, ale nie może być tak, że coś jest na bardzo wysokim poziomie, a coś na bardzo niskim. Trudno jest oceniać samego siebie i nie lubię tego za bardzo, ale od najmłodszych lat grałem w polu więc chyba to gra nogami jest u mnie na dobrym poziomie. Umiem używać nie tylko prawej, ale też lewej nogi, co w dzisiejszych czasach jest ważne.

W pierwszym zespole jeszcze nie zadebiutowałeś w oficjalnym meczu, ale grasz w rezerwach dość często.

Zdarzało się w zeszłym roku występować w Centralnej Lidze Juniorów. Przesunięto mnie tam na dłużej, żeby pomóc im dźwignąć się w tabeli, ale po trzech meczach wróciłem, bo w połowa pierwszego składu złapała Covida, w tym bramkarz i trzeba było uzupełnić skład. Teraz jeśli schodzę na mecze, to najczęściej do drużyny rezerw.

A jak to wygląda? Trenujesz z pierwszym zespołem, a grasz z drużyną rezerw.

Znam się dobrze trenerami, bo pod ich okiem trenowałem wcześniej, ale też z zawodnikami. Często jest też taka sytuacja, że nie schodzę sam, tylko z innymi zawodnikami, którzy nie występowali w ekstraklasie. Zawsze trafi się jakiś środkowy obrońca, pomocnik, napastnik, czyli taki trzon złożony z ludzi, z którymi ćwiczę na co dzień. Jako bramkarzowi jest mi najłatwiej się dostosować.

Jak oceniasz swoje szanse i swój potencjał na ekstraklasę? Co jeszcze musiałbyś poprawić, jakie masz jeszcze rezerwy?

Mówi się, że Lechia ma dwóch najlepszych bramkarzy w ekstraklasie, bo zarówno Duszan, jak i Zlatan reprezentują bardzo wysoki poziom. Mnie byłoby się ciężko przebić, ale dzięki treningom z nimi mogę się bardzo dużo uczyć. Mam na razie 17 lat i na grę w Ekstraklasie jeszcze mogę być za młody, bo brakuje mi może nie tyle umiejętności, co doświadczenia. Czasami też jest tak, że aby zrobić krok w przód trzeba najpierw zrobić krok w tył. Na przykład pójść na wypożyczenie do zespołu z II lub I ligi, żeby się ograć na dużo wyższym poziomie niż IV liga, w której grają rezerwy. Wbrew pozorom przeskok między I ligą a Ekstraklasa nie jest tak ogromny. To jak wyjdzie, czas pokaże.

Czy w Lechii macie psychologa sportowego? Czy to już jest tak, że w drużynie o takim poziomie są już sami najsilniejsi i pomoc nie jest potrzebna?

Nie, mamy w klubie psychologa Pawła Habrata. Sam z nim pracowałem i dzięki niemu stałem się na pewno bardziej świadomy tego co robię. Myślę, że to bardzo pomaga. Jak byłem mały to zawsze mówiłem, że przecież nie jestem chory na głowę, więc po co mam chodzić do jakiegoś psychologa. Okazuje się, że w tym sporcie to pomaga. Głowa to jest 70% sukcesu. Umiejętności w tym klubie wszyscy mamy, ale mecze wygrywamy głową. Od pewnego poziomu już tylko to nas ogranicza. To momentami nasz największy przeciwnik, ale może też być naszym najlepszym przyjacielem.

Eryk Mirus – Lechia Gdańsk (fot. Grzegorz Radtke)

A jakie masz marzenia? Jak wysoko mierzysz?

Marzenia zawsze są wysoko! Każdy chyba marzy, żeby grać w Barcelonie czy Realu czy innym klubie europejskiego topu. Trzeba jednak patrzeć realnie. Możliwość wyjazdu w młodym wieku za zachodnią granicę do Niemiec, Anglii, Hiszpanii czy Włoch to jest już bardzo dużo, a grać tam to już szczyt marzeń. Nawet niekoniecznie w najlepszej drużynie pokroju Manchesteru City czy Bayernu Monachium, ale dostać się w młodym wieku do takiego średniaka Bundesligi i grać tam regularnie to już jest bardzo dobry początek kariery.

Wielu młodych piłkarzy dość wcześnie wyjeżdża z Polski i nie może się przebić za granicą. Jaki wiek jest optymalny na wyjazd Twoim zdaniem?

Moje podejście jest takie, że 22-23 lata to dobry wiek. Wiadomo, że są takie jednostki, które już w moim wieku debiutują w ekstraklasie, i tu należy im się szacunek. Wszystko zależy od dobrych wyborów podejmowanych wraz z rodzicami czy menadżerem. Myślę, że ogrywanie się regularnie w Ekstraklasie jest dobre. Taki przykład: Bartek Kapustka przeszedł do Leicester, który był aktualnym Mistrzem Anglii. Każdy wiedział, że on nie miał szans tam grać. Potem okazało się też, że nie jest przygotowany motorycznie to tak fizycznej ligi jak Premiership. Tu jest pytanie czy nie jest lepiej pójść do mniejszego klubu z szansami na granie w pierwszym składzie, a nie iść do topowego klubu, w którym maksimum możliwości do gra w drużynie rezerw lub drużynie młodzieżowej. Wydaje mi się, że lepiej jest iść stopniowo, przez ekstraklasę, a potem mniejszy klub w dużo lepszej lidze. Jak się dobrze pokażesz na pewno znajdzie cię jakiś duży klub.

Czy masz jakichś swoich bramkarskich idoli? Kogoś, na kim się wzorujesz?

Zacznę od tego, że z wiekiem człowiek przestaje się już wzorować na idolu, tylko udoskonala to, co samemu robi. Też moim pierwszym idolem był Wojtek Szczęsny, a do dzisiaj chętnie patrzę na Marc-Andre ter Stegena bo jest najbardziej kompletny. U widać zrównoważenie gry nogami, gry wysoki i poziomu jaki prezentuje w bramce.

Na ile pieniądze rodziców mają wpływ na rozwój zawodnika?

Na pewno w większym zakresie liczy się czas i zaangażowanie rodziców. Jeśli ktoś ma chęci, to może samodzielnie się szkolić i do wszystkiego można dojść, bez trenerów personalnych. Moi rodzice nie należą do zamożnych, ale zawsze mnie wspierali i zapewniali mi sprzęt i treningi. Pieniądze zawsze pomagają, ale zaangażowanie i chęć rozwoju jest ponadto. W klubie pracuję z trenerem przygotowania motorycznego i on na samym początku współpracy powiedział, że to nie może wyglądać tak, że on będzie do mnie przychodził i proponował treningi. To ja musze do niego podejść i zapytać, czy dzisiaj robimy dodatkowy trening. To wszystko musi wypływać z nas. Rodzice też nie powinni w drastyczny sposób zmuszać dzieciaka, do pójścia na boisko. Jeżeli ktoś cię zmusza do tego, to i tak nie będzie to wywoływało chęci doskonalenia się.

Jako piłkarz możesz sporo zarobić. Jaki jest Twój stosunek do pieniędzy?

Jeśli ma cię rozsądek i pomoc rodziców, to jest się świadomym, że na pierwszy samochód nie trzeba mieć auta za 100 tys. czy bluzy za tysiaka. Najpierw warto inwestować w siebie i rozwój piłkarski, a pieniądze kiedyś przyjdą. Robimy na co dzień to, co kochamy i nie ma nic piękniejszego niż robić swoją pracę z pasją. Nie można też się całkowicie odcinać od pieniędzy. To też jest nasza praca, i tak zarabiamy. Ale to nigdy nie może być na pierwszym miejscu. Nigdy bym nie poszedł do klubu dla wyższych zarobków, żeby tylko siedzieć na ławce. Wolałbym pójść za mniejsze pieniądze i grać, bo po roku mogę trafić do dużo lepszego klubu i zarabiać 10 razy tyle niż wynosiła oferta z klubu, w którym bym siedział na ławce. Pieniądze przyjdą z czasem i nie są najważniejsze, zwłaszcza w moim wieku.

Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów na bramce!

 

Jeśli doczytałeś do końca, być może zainteresuje Cię inny wywiad: Wywiad: Być mamą łyżwiarki figurowej – Instruktor Sportu